Przyszli my tu po śmierguście, ino nas do chałpy wpuście, placka, jajek podarujcie, a gorzołki nie żałujcie

Śmierguśnicy, lata 60. XX wieku. Fot. ze zbiorów Izby Historycznej im. Adolfa Zubera w Kozach

Śmiergust, „chodzenie po śmierguście” to zwyczaj praktykowany – nie tylko w Kozach – w drugim dniu świąt Wielkanocnych (rzadziej w pierwszym). Śmierguśnicy to grupy przebierańców, najczęściej młodych chłopców, chodzących po wsi (czasami jeżdżono na specjalnie przyozdobionych wozach lub na koniach), odwiedzających znajomych, robiących „dużo hałasu”, wygłupów i figli napotkanym osobom. Grupy zwano również „bandami” czy „zgrajami”. Byli to z reguły koledzy lub znajomi, najczęściej mający ukończone 18 lat. W Wilamowicach gdzie zwyczaj ten był (jest) również praktykowany jedna z wilamowian wspominała: to nie byli smarkacze, po 18 latach. Bo nie było wolno chłopcu iść po śmierguście, jak nie miał 18 lat. Nie pozwolili. I musiał chłopak zapłacić frycowe, postawić im pół litra, może liter, nie wiem, no i dopiero po 18 latach go przyjęli.

Charakterystyczne dla koziańskiego śmiergustu było rzadko stosowane oblewanie wodą. Był to przede wszystkim improwizowany ludowy teatr, z udziałem publiczności (Bartłomiej Jurzak). Magdalena Nitefor słusznie zauważa Śmierguśnicy wnosili w drugi dzień Świąt w szarą codzienność życia elementy zabawy, wesołości, koloru i muzyki.

Śmierguśnicy na koziańskich ulicach pojawili się najprawdopodobniej już w początkach XX wieku. W latach II wojny światowej w Kozach zaprzestano chodzenia po śmierguście, obawiając się konsekwencji ze strony niemieckich okupantów. Władysław Skoczylas wspomina jednak rok 1944 kiedy w drugi dzień świąt Wielkanocnych grupa przebranych młodych kozian – w towarzystwie orkiestry Szlagorów – zdecydowała się „chodzić po śmierguście”. Gdy jednak doszli do centrum zostali zatrzymani i osadzeni w piwnicy koziańskiego komisariatu policji. Na krótko, a wszystko skończyło szczęśliwie. Śmierguśnicy wylegitymowali się odpowiednimi dokumentami tożsamości i skutecznie wytłumaczyli policjantom na czym polega miejscowy zwyczaj. Dostali zgodę na chodzenie po śmierguście do zmroku. Po wyzwoleniu w 1945 r. śmierguśnicy znów pojawili się w Kozach. Tym razem jeden z młodych chłopców z grupy z tyłu spodni miał naszytą … swastykę. Było to okazywanie pogardy dla Niemców, od których ludność polska doznała wielu upokorzeń i krzywd (Władysław Skoczylas).

Grupa śmierguśników, lata 60. XX wieku. Fot. Kozy dawniej i dziś. Najdawniejsze i współczesne fotografie, Kozy 2018, s. 94.

Mieszkaniec Kóz Marek Woźniak od najmłodszych lat dorastał w rodzinie z tradycjami śmierguśników, które stara się kultywować do dnia dzisiejszego. Jak wspomina wszystko zaczęło się już wraz z jego narodzinami –Urodziłem się w dzień świąt wielkanocnych, w niedzielę. Mama zawsze mówiła, że śmierguśnicy tak grali, tak trąbili – bo to na porodówce było w Kozach – że ten śmiergust został mi w krwi.

Wielkanoc 1965 r. Na zdjęciu rodzice p. Marka Woźniaka – Amalia (1931-1974) jako cyganka z małym dzieckiem na ręku oraz Paweł (1923-1991, pierwszy z lewej). Fotografia wykonana w Kozach, w Dolnej Wsi przy domu Państwa Góral.

Fot. ze zbiorów Marka Woźniaka.

Do śmiergustu przygotowywano się długo przed świętami. Stroje przeważnie chłopcy szyli sami, czasami pomagały im matki. Mieli na to dwa, trzy miesiące. No to kombinowali (Marek Woźniak). Dużo czasu poświęcano na przygotowanie rekwizytów. Zdarzało się, że śmierguśmicy wypożyczali stroje z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Szczególnie w czasach gdy dyrektorem był Henryk Talar, urodzony w Kozach.

Fot. ze zbiorów Marka Woźniaka.

Wielkanoc 1965 r. Marek Woźniak w wieku 10 lat ubrany w strój pajacyka uszyty przez mamę z różnorodnych kawałków materiału (10×15 cm), tzw. próbki.

Fot. ze zbiorów Marka Woźniaka.

W czasie śmiergustów przebierano się za różne postacie. Najważniejszymi byli żyd, gorol (gorolicek), doktor. W bandach byli również druciorz, szklarz, kominiarz, żołnierz, szlachcic, fryzjer (z nożycami do strzyżenia baranów), dziad (osoba udające kalekę), cyganka z lalką dziecka, baba w ciąży, czarownica, klaun, diabeł, komendant, policjant czy młoda para. Żyd był najważniejszy bo rządził bandą (Marek Woźniak). Żyd ubrany był w czarny, długi ortalionowy lub gumowy płaszcz, przypominający żydowski chałat. Na plecach miał garb wykonany z poduszki lub wypchany sianem, a na głowie nosił wysoki czarny cylinder. Obowiązkowa był długa broda. Głównym rekwizytem postaci Żyda była duża czarna walizka (często z napisem, np. „UNRA”, „USA”, „Izrael”) z różnymi „produktami” – tkaninami, bielizną – zawsze za dużą oraz laska, którą od czasu do czasu uderzał o walizkę. Rekwizytem gorola – jego strój był zbliżony do góralskiego – była rogolka, koszyk lub worek z drewnianymi łyżkami czy zabawkami. Przebrany za gorola musiał ustrugać rogolkę ze starego świerka. Robiona była z choinki bożonarodzeniowej po zakończeniu świąt Bożego Narodzenia (Marek Woźniak). Doktor ubrany był w biały fartuch (kitel), często z namalowanym czerwonym krzyżem. Nosił w lekarskiej torbie różne „akcesoria”. Na przykład lejek, który służył jako narzędzie do badania napotkanych osób, „lekarstwa”, „kropelki na serce”.

Grupom zazwyczaj towarzyszył muzyk grający na heligonce (jeden z najstarszych typów akordeonów) lub współczesnym akordeonie. Pojawiały się również trąbki czy rogi. Czasem były to nawet małe „orkiestry”, np. rodzinna kapela Szlagorów. Muzykantów nie obowiązywały zasady obowiązujące w bandzie. Mając specjalną, uprzywilejowaną pozycję zdarzało się, że byli opłacani. Jeden z koziańskich śmierguśników wspomina Banda śmierguśników bez akordeonisty i trębacza praktycznie nie miała szans powodzenia.

Na wejściu do domu śmierguśnicy zazwyczaj mówili: Przyszli my tu po śmierguście, ino nas do chałpy wpuście, placka, jajek podarujcie, a gorzołki nie żałujcie (rzadziej: a kołocza nie żałujcie). Śmierguśnicy szli do dziewczyn, do znajomych, do obcych. Było tak, że ludzie czekali i jak szła banda to otwierali drzwi, zaprosili, akordeonista zagrał jakiś kawałek, jakąś babcię wzięli pod pachę, potańcowali i poszli dalej. Babcia się cieszyła, sąsiedzi się cieszyli bo też byli obtańcowani przypomina ze wzruszeniem Marek Woźniak. Inny kozianin tak wspomina swoje śmierguśnickie wędrowanie: Konieczna była także dobra sprawdzona informacja oparta na znajomości topografii Kóz w którym domu jest panna na wydaniu i to nieważne czy już miała adoratora czy nie. W drodze od domu do domu trochę się dzieci poganiało, a że gospodarze za punkt honoru przyjmowali zasadę, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu, raczyli śmierguśniów czym chata bogata. Odbijało się to niejednokrotnie na tym, że wędrówka do następnej panny – jako, że mężatek nie zaczepialiśmy – trwała coraz dłużej. Bywało, że blady świt zastawał nas w szczerym polu utytłanych w błocie z perspektywą niezłego o (…) w domu od matki. Mimo wszystko z utęsknieniem czekało się na następną Wielkanoc.

Grupom śmierguśników towarzyszyły dzieci, które chodziły za nimi. Potocznie nazywano to „gonieniem za śmierguśnikami”. Dzieci często były przez śmierguśników przeganiane i musiały się ratować „paniczną ucieczką”. A my, dziecka za tymi śmierguśnikami, jeszcze byłam wtedy takim dzieckiem, jak my się cieszyli, jak my mogli za tymi śmierguśnikami gonić. Tak wszędzie my chodzili, nie było żadnych płotów, tymi chodniczkami przez ogrody, nikt nie miał pretensji – tak wspomina wilamowianka. Podobnie było i w Kozach, wspomina o tym kozianin: Już jako dziecko w pierwszy dzień Wielkanocy po obiedzie wyruszałem na wieś szukać śmierguśników. Mieliśmy niezłą atrakcję jak nas po drodze gonili z batem. Przy okazji podglądało się w co się ci śmierguśnicy przebierali, żeby kiedy się osiągnie podobny wiek pójść w ich ślady.

„Chodzenie za śmierguśnikami” 1. Fot. ze zbiorów Barbary Piekarczyk
„Chodzenie za śmierguśnikami” 2. Fot. ze zbiorów Barbary Piekarczyk

By nie można było rozpoznać śmierguśników zakładali oni specjalnie przygotowane maski z masy papierowej. Był jeden taki w Kozach co te maski robił – syn rzeźbiarza Handzlika, do niego się szło po te maski. Robił 150 tych masek na święta. Miał artystyczne podejście. (Marek Woźniak). Maski na zamówienie robił sam Antoni Handzlik, który formował je na gipsowych odlewach.

Maski dla poszczególnych przebierańców miały swoje cechy charakterystyczne. Na przykład maska żyda musiała mieć długie pejsy i duży nos, a gorola charakterystyczny pryszcz „bolok”. Założone maski zmieniały również głos przebierańców.

W każdej bandzie był śmierguśnik z długim batem do strzelania („trzaskania”).

Wielkanoc 1973 r. Marek Woźniak przebrany za żołnierza, w ręce trzyma bat (trzeci od prawej). Pod wpływem środków masowego przekazu w szczególności kina i telewizji w latach 60. XX w. wśród śmierguśników pojawili się również …  Indianie i kowboje. Zdjęcie zrobione na ul. Przecznia przy domu nr 73.

Fot. ze zbiorów Marka Woźniaka.

Przeważnie składy były stałe. Jak się który zawieruszył to dołączył do innej bandy (Marek Woźniak).

Wielkanoc 1974 r. Żyd – Aleksander Obajtek.

Fot. ze zbiorów Marka Woźniaka.

Wielkanoc 2003 r., domowe przygotowania do śmiergustu. W przebraniu żołnierza Marek Woźniak (mundur wypożyczony z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej).

Fot. ze zbiorów Marka Woźniaka.

Zwyczaj śmierguśników w Kozach z punktu widzenia etnografa tak scharakteryzował Bartłomiej Jurzak

Charakter postaci występujących w grupach śmierguśników cechowała obcość, nietypowość w stosunku do jednolitej wiejskiej społeczności. W ludowej wizji świata osoby przychodzące do wsi z zewnątrz (Żyd, Cygan, także lekarz, góral) naznaczone były wymiarem sakralnym. Przynosiły do wsi pierwiastek ze świata obcego, tajemniczego – w podświadomym rozumieniu – sakralnego. Śmierguśnicy nie mogli upodabniać zwykłych, przeciętnych ludzi. Cechy charakterystyczne występujących w obrzędzie ról, dotyczące głównie stroju, zachowania, ale także rysów i wyglądu twarzy (w tym wypadku prezentowanych przez maszkary), musiały być znacznie przerysowane. Śmierguśnicy uosabiali więc „obcych”, przybyłych z „tamtego” świata, niosących wszelkie siły potrzebne do ponownego odrodzenia się ziemskiej rzeczywistości po zimowym i wielkopostnym zastoju. Muzyka i hałas jaki czynili, również miały za zadanie przywoływać uśpione życie przyrody. Przebierańcy wkraczający w zagrody i domostwa wnosili w nie, w sposób symboliczny, siły płodności, wróżbę urodzaju, ponieważ byli przybyszami z „tamtego” świata, z rzeczywistości sacrum, która jako jedyna mogła zapewnić ludziom dobrobyt i urodzaj.

Pamiętajmy o tym dawnym koziańskim zwyczaju i ludziach, którzy go tworzyli. Dziś tradycję śmierguśników z dobrym skutkiem przypomina Zespół Pieśni i Tańca „Kozianie”.

Dziękuję za udostępnienie zdjęć ze swoich zbiorów Panu Markowi Woźniakowi oraz Pani Barbarze Piekarczyk.


Wykorzystano wspomnienia Marka Woźniaka z nagrania przygotowanego przez Dom Kultury w Kozach w 2021 r. według scenariusza i reżyserii Krystyny Mirochy oraz rozmów osobistych.

Wybrana bibliografia:
Jadwiga Malarz, Kozy dawniej tradycje i zwyczaje, Kozy 2003
Chodźmy razem po śmierguście! Śmiergust wielkanocny w Wilamowicach dawniej i dziś, brak miejsca i roku wyd.
Tymoteusz Król, Śmiergust wilamowicki. Stan badań, „Artes” Czasopismo studentów MISH UJ, 2014, s. 150-185.
Bartłomiej Jurzak, Próba interpretacji zwyczaju „śmierguśników”, „Zeszyty Społeczno-Historyczne Gminy Kozy”, nr 2, 2008, s. 85-88.
Bartłomiej Jurzak, Śmierguśnicy, „Wiadomości koziańskie”, nr 2, 2012, s. 21
Magdalena Nitefor, Wielkanocne tradycje i zwyczaje minionych pokoleń, „Zeszyty Społeczno-Historyczne Gminy Kozy”, nr 4, 2010, s. 204-222.
Władysław Skoczylas, Podbeskidzka wieś Kozy. Lata okupacji hitlerowskiej, Kozy 2011, s. 37-38
Lany Poniedziałek (Wielkanoc) w Kozach w 1989 roku, video Przemysław Stanisław Knycz

Dodaj komentarz