Część 1
Wprowadzenie

Radziecka mapa z roku 1944. Arkusz Kęty. Генеральный Штаб Рабоче-Крестьянской Красной Армии 1:50 000
Kozy – Козы, Kęty – Кенты, Bujaków – Буякув, Pisarzowice – Писажовице, Hałcnów – Галцнув, Komorowice – Коморовице

Klęski wojsk niemieckich na froncie wschodnim i szybkie posuwanie się Armii Czerwonej na zachód spowodowały, że już w sierpniu 1944 r. Niemcy rozpoczęli przygotowywania do ewentualnej obrony Białej i Bielska. W pośpiechu budowano – rękami również mieszkańców Kóz – umocnienia na granicy z Lipnikiem w Wróblowicach i Krzywej. Były to m. in. tzw. kochbunkry czyli małe betonowe bunkry połączone rowem łącznikowym dla piechoty. Przygotowywano plany ewakuacji, przystąpiono do tworzenia oddziałów Volkssturmu, do których mieli być powoływani mężczyźni od 16 do 60 lat.

Foto jeden z kochbunkrów na terenie Kóz; źródło Szlak Koziańskich Ciekawostek

W styczniu 1945 r. Armia Czerwona rozpoczęła wielką ofensywę na froncie wschodnim. Jej częścią była tzw. operacja zachodniokarpacka, przeprowadzona od 12 stycznia do 18 lutego. Na ziemiach polskich główne uderzenie zostało zaplanowane w kierunku Krakowa i Bielska-Białej. Wzięły w niej udział wojska IV Frontu Ukraińskiego. Operacje w naszym regionie przeprowadzili żołnierze 38 Armii generała Kiriła Moskalenki (1902-1985) oraz 1 Armia Gwardii pod dowództwem gen. Andrieja Greczki (1903-1976). Realizując założenia operacyjne Armia Czerwona stopniowo zajmowała miejscowości na wschód od Kóz. 26 stycznia wolne były Wadowice, 27 stycznia wojska radzieckie wkroczyły do Andrychowa (w tym dniu zajęły również obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau), 28 czerwonoarmiści byli już w Kętach i Wilamowicach.

Radziecka Mapa operacji zachodniokarpackiej За́падно-Карпа́тская опера́ция [dostęp 26.01.2025] Wadowice – Вадови́це, Oświęcim – Осве́нцим, Żywiec – Жи́вец, Bielsko-Biała – Бе́льско-Бя́ла

Część II

W styczniu 1945 r. częściej niż zwykle na głównej drodze w Kozach można było zobaczyć żołnierzy niemieckich Wycofywali się na zachód pod naporem Armii Czerwonej. Droga zatłoczona była nie tylko mundurowymi, ale również cywilami (urzędnicy władz okupacyjnych, volksdeutsche). „Furmanki jechały jedna za drugą w małych odstępach, a co jakiś czas mijały je samochody wojskowe z żołnierzami” (Władysław Skoczylas, Koniec wojny we wspomnieniach). „Niemcy nakazali ludności bezwzględne przebywanie  w domach. Mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie drogi, zwanej cesarką, przenosili się do rodzin i znajomych w Górnych bądź Dolnych Kozach” (Władysław Honkisz, Jest taka wieś Kozy). Żołnierze niemieccy często zatrzymywali się w koziańskich domach na krótki odpoczynek i posiłek, czasami również na nocleg. „W sobotę dnia 27 stycznia, w godzinach wieczornych, zatrzymało się na nocleg  u nas w domu sześciu niemieckich żołnierzy (…) Trójka z nich spała z nami, w naszej izdebce 3×3,2 metrów!, a trójka w drugiej połowie domu. (…) Trójka śpiących  u nas znała język polski. Zagadnięci skąd pochodzą, odpowiedzieli, że spod Katowic”. (Skoczylas). Wielu z nich nie chciało już walczyć za führera, ale przed poddaniem się czerwonoarmistom powstrzymywała ich myśl o niewoli lub rozstrzelaniu. Decydowali się na kontynuację marszu na zachód. Zdarzało się, że pytali o cywilne ubrania do przebrania. Bardzo bali się „Iwana”, jak określali Rosjan. Panikę wśród wycofujących się Niemców potęgowały naloty przeprowadzone przez lotnictwo z czerwoną gwiazdą. „Na kilka dni przed wyzwoleniem, do Kóz zajechało kilkanaście dużych samochodów eskortowanych przez niemieckich żandarmów. Pospiesznie ładowano dokumentację i majątek urzędu gminnego oraz dobytek niemieckich rodzin” (Honkisz).

W tych dniach do mieszkańców Kóz z oddali dochodził huk artylerii i wybuchów, „który było słychać coraz mocniej. Ludzie trwożyli się, wyobrażając sobie różne najgorsze sceny, gdy nadejdzie front” (Skoczylas). Jednocześnie artyleria niemiecka ze stanowisk w Kozach ostrzeliwała wojska Armii Czerwonej, która próbowała forsować Sołę. W nocy niewielu mieszkańców spało. Na zewnątrz było śnieżnie i zimno, temperatura ok. – 15 stopni. W tym samym czasie do wsi docierali pojedynczy zakonspirowani żołnierze radzieccy, zwiadowcy zbierający informacje o ruchach niemieckich wojsk.

28 stycznia chociaż była to niedziela, ludzie nie poszli na msze św. do kościoła. Kozianie przeczekiwali w piwnicach murowanych domów na przejście frontu. Tego dnia, gdy wyzwolone zostały pobliskie Kęty, droga nadal była pełna uciekinierów. W nocy z 28 na 29 stycznia ruch na drodze zamierał, przejeżdżały już tylko nieliczne samochody. W Kozach powstał ”ziemia niczyja”.

Rankiem 29 stycznia 1945 r. do Kóz wkroczyły pierwsze regularne oddziały Armii Czerwonej. „Była godzina 9.00, gdy popatrzyłem przez okno. Drogą szedł żołnierz z tyką (aparatem do wykrywania min) i bacznie się rozglądał. Jakieś 100 metrów za nim stała grupka około 15 żołnierzy z bronią w ręku” (anonimowy mieszkaniec Kóz). „Mniej więcej około godziny dziesiątej, zobaczyliśmy żołnierzy w białych maskujących kombinezonach, idących tyralierą” (Skoczylas). „Z gór spadli kawalerzyści” (Honkisz). Niemcy, którzy pozostali do końca w Kozach i nie zdołali się ewakuować np. obsługujący centralę telefoniczną zginęli. „Żołnierze radzieccy zdjęli im buty z nóg i tak ich pozostawili” (Skoczylas). Zostali później pochowani w leju po bombie. Wkraczające wojsko nie miało plecaków. „Rzeczy osobiste nosili w workach zawieszonych na plecach” (Skoczylas). „Największy stres przeżyliśmy w zetknięciu z sołdatami pierwszej linii frontu” (Józef Pysz, Smak życia). Żołnierze przeczesywali koziańskie domy w poszukiwaniu Niemców. „Żołnierz na przedzie coś zawołał a oni rozbiegli się po domach. Gdy weszli zapytali: Germańcy są? Skażi! Przed południem wieś pełna jest wojska radzieckiego. Przybywa artyleria, czołgi. Żołnierze są zmęczeni i bardzo głodni. Zajmują kwatery w domach, konie i sprzęt ukrywają w stodołach. W szkole jest szpital.” (anonim). „Ludność miejscowa nastawiona była przyjaźnie do żołnierzy (…) Szybko jednak zrodziła się nieufność, ponieważ żołnierze radzieccy wykazali bardzo niski poziom kultury i poszanowania dla miejscowej ludności” (Skoczylas). Mieszkańcy Kóz, ponownie „gościli” w swoich domach żołnierzy, którzy odpoczywali, leczyli rany. „W naszej izdebce 3×3,2 metrów, nocowało pewnej nocy nawet dziesięciu żołnierzy (…) Pierwsi żołnierze, którzy się zakwaterowali u nas, mieli przemoknięte ubrania, gdyż podobno przeprawiali się w bród przez Sołę w Kobiernicach” (Skoczylas). Niektórzy plądrowali domy – zabierali jedzenie, zegarki i inne cenne przedmioty. „Żołnierze zabierali gospodarzom konie dla potrzeb wojska oraz krowy, które służyły jako wsad do kotłów kuchni polowych. Do palenia pod kotłami używali drzewa ze ściętych drzew w sadach” (Skoczylas). Wtedy i później pozostawało to bezkarnie. Czasami jednak było zgoła inaczej. Zdarzało się, że mieszkańców dożywiało wojsko radzieckie z kuchni polowych. „Pierwszego dnia po wkroczeniu wojsk radzieckich wróciliśmy z matką wieczorem do domu. Żołnierze poprosili ją, aby im przygotowała kolację z ich produktów oraz naszych ziemniaków. (…) Zaproponowali nam także poczęstunek” (Skoczylas). „Po osiedleniu się w naszym domu majora NKWD nastąpił kilkutygodniowy okres spokoju. Okazał się człowiekiem spokojnym i przyzwoitym (…) Nierzadko gościły u nas i inne sołdaty, zachowując się przyzwoicie (Pysz). Wśród żołnierzy w radzieckich mundurach byli i tacy, którzy dobrze mówili po polsku.

Front w Kozach niestety dla mieszkańców zatrzymał się na prawie dwa tygodnie, przed linią niemieckich umocnień chroniących Bielsko. Kozy stały się miejscowością przyfrontową, a mieszkańcy ponownie kryli się w piwnicach. Przez kolejne dni trwała wymiana ognia miedzy Niemcami a wojskami radzieckimi. ”Po kilku dniach ludzie oswoili się ze strzelaniną oraz obecnością wojska i wracali do swoich domów, by mieć dozór nad dobytkiem” (Skoczylas). Dużym problemem był brak żywności. „Po kilku dniach nie pozostało nam nic do jedzenia oprócz resztki ziemniaków w piwnicy, kapusty kiszonej w beczce i trochę mąki” (Skoczylas).

Na koziańskich polach żołnierze radzieccy zbudowali umocnienia artyleryjskie. Toczyły się wtedy zacięte walki na terenie Lipnika (Wróblowice) i Hałcnowa. Ostrzał prowadzono m. in. z katiuszy. „Z okien domów obserwowaliśmy ostrzeliwanie katiuszami Hałcnowa. Niebo rozświetlone było pociskami, a chwilami odnosiło się wrażenie, że pali się niebo” (Skoczylas). W tym czasie w Hałcnowie zniszczonych lub uszkodzonych zostało większość budynków. „Kiedyś zaobserwowaliśmy wracający z akcji na Bielskiem samolot [radziecki]. Można było zauważyć, że coś złego się z nim dzieje. Krążył dookoła stale obniżając swój lot. W końcu zahaczył skrzydłem o rosnące wzdłuż potoku Czerwonka wysokie topole i runął na ziemię. Silnik wbił się głęboko w glebę na pańskich polach u stóp wzniesienia, pozostała część samolotu razem z pilotem poleciała daleko na pagórek, padając na grzbiet. Pobiegliśmy natychmiast na miejsce zdarzenia” (Pysz). Żołnierze radzieccy przedzierali się na tyły wroga, w czym pomagali im kozianie. Jeden z mieszkańców Kóz 29 stycznia przeprowadza Rosjan do Lipnika, 5 lutego bierze udział w transporcie broni na Magurkę. Na drogę powrotną otrzymuje przepustkę pisaną na zwykłym papierze przez oficerów radzieckich.

Wyzwolenie do Białej nadeszło dopiero 10 lutego, dwa dni później wolne było Bielsko.

„Nikt z mieszkańców wsi nie przewidywał (…) nikt nie przypuszczał, że niektóre koziańskie rodziny spotkają rosyjskie represje” (Honkisz). Niestety, Armia Radziecka prawdziwej wolności Polsce nie przyniosła.

Przepustka rosyjska dla mieszkańca Kóz B. Fabii

Bibliografia

Bielsko-Biała Monografia miasta, red. Idzi Panic, tom IV Bielsko-Biała w latach 1918-2009, red. Ryszard Kaczmarek,  Bielsko-Biała  2011, s. 399-401.
Honkisz Władysław, Jest taka wieś Kozy, Bielsko-Biała 1997, s. 72 -73.
Kasprzak Dominik, Kasprzak Marcin, Niemieckie fortyfikacje linii b2 z lat 1944-45. Imielin-Bielsko-Biała-Żywiec-Zwardoń, Gliwice 2013
Pysz Józef, Smak życia, [Kozy, 2010], s. 152-153
Skoczylas Władysław, Koniec wojny we wspomnieniach, „Zeszyty Społeczno-Historyczne Gminy Kozy”, nr 9, 2015, s. 61-74

Wspomnienia anonimowego mieszkańca Kóz, w: „Kronika Beskidzka”, nr 4, 1965, s. 5

Dodaj komentarz